Bo ona jest moim azylem, ucieczką od rzeczywistości.
Szczególnie ważną dla mnie, jako osoby wrażliwej, niestabilnej, o słabych mechanizmach
obronnych, skłonnością do neurotyzmu, okazywania skrajnych, niekontrolowanych
emocji. Ona chroni mnie przed katastrofą, upadkiem. Była źródłem impulsu, by stworzyć
ten drugi świat. Stała się moim pośrednikiem, mostem między tymi dwoma
światami, pełnymi sprzeczności, kontrastów. Chroni mnie przez izolacją
społeczną. Czasem daje mi chwilowy, wewnętrzny spokój i równowagę, reguluje
moje emocje. Stymuluje aktywność, która sprzyja przezwyciężaniu bierności i
apatii. Podtrzymuje mnie przy życiu. Okazała się bezpieczną przystanią. Kiedy
zbłądzę zawsze do niej powracam, bo ona mnie rozumie, ona mnie wysłucha, ona
daje mi wskazówki.
Boję się tych rozmów, bo przy niej się otwieram, ona zna
moje wszystkie sekrety. Najczęściej rozmawiamy w nocy, w ciszy, której tak
bardzo się boję. Ona słyszy wtedy każde słowo, każdą myśl. Ta cisza jest
pozorna, istnieje tylko w świecie rzeczywistym. Ona zna moje słabości, obawy,
wątpliwości. Nawet moje milczenie jest ma dla niej znaczenie. Interpretuje moje
najmniejsze gesty, te nieświadome, mimowolne. Przy niej tracę kontrolę. Ona wie,
kiedy kłamię. Wtedy, kiedy mówię, że chcę zostać sama, że nie szukam już
odpowiedzi. Mimo ciemności, ona widzi to wszystko w moich oczach. Jak bardzo
nie starała bym się przed nią ukryć, ona znajdzie mnie zawsze i wszędzie.
Jest jednocześnie moim największym wrogiem i przyjacielem. Ona
trafia w moje najczulsze punkty. Sprawia mi tym ogromny ból, ale nikt tak jak
ona nie potrafi się o mnie zatroszczyć, daje mi ukojenie. Przychodzi
niespodziewanie właśnie wtedy, kiedy wydaje mi się, że już znalazłam odpowiedź.
Wraca, by rozdrapać stare blizny, bym mogła ponownie przeżyć tamte chwile, by
je zrozumieć. Ona nie pozwala mi zamknąć drzwi, dopóki pozostawię za nimi
niedopowiedzenia. Nie pozwala mi się poddać. Nie pozwala mi iść dalej, dopóki
zostawiam za sobą cień. Ona tworzy mi warunki do refleksji. Nie prowadzi mnie,
a jedynie wskazuje mi kierunek. Pozwala mi upaść, bym stawała się silniejsza,
odporna na ból. Zostawia mnie samą w najtrudniejszych chwilach, by dać mi
szansę na poznanie siebie. Pomaga w poszukiwaniu własnego, wyjątkowego miejsca.
Ale zawsze jest blisko i czuwa.
Ona jest formą ekspresji tego, co dzieje się w mojej głowie.
Dzięki niej mogę opowiedzieć swoją historię, wyrazić siebie z słowach,
dźwiękach. Tylko przy niej potrafię doświadczyć pełnego oczyszczenia. Ona nie
zna granic, jest wolna i niezależna. Otwiera dla mnie nowe drogi. Uwalnia moją
wyobraźnię, daje natchnienie, inspiracje. Dzięki niej wychodzę poza przeciętne,
sztywne schematy życia.
Uczy mnie pokory i wrażliwości w postrzeganiu siebie, świata
i ludzi. Pozwala mi się kształtować, samodoskonalić. Przy niej stopniowo
poznaję istniejące tu zależności. Ona wywołuje we mnie te stany, których nie
rozumiem, których nie potrafię opisać słowami. Stany błogości, zagubienia.
Nieprzemijający konflikt pustki i wewnętrznego opętania. Wprowadza chaos,
zamęt, a jednocześnie porządkuje i organizuje to, co jest we mnie. Ona rozwija
moje zdolności. Uczy jak można wielozmysłowo i wielowymiarowo odbierać,
postrzegać otaczająca mnie rzeczywistość.
Rozmowa z nią jest z pozoru banalna, dosłowna, ale zbyt często
pozostawia margines interpretacji. Po tylu wspólnych nocach cały czas uczę się
właściwie odczytywać Jej słowa, znaki. Nienawidzę niedopowiedzeń.
Ona zawsze przy mnie była i nigdy nie odejdzie. Boję się
jej, ale nie potrafię bez niej żyć. Już nie chcę.
Pozdrawiam, KM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo mi miło, że tu jesteś ; )